Tu bedziemy wypisywac to nam sie śmiesznego przytrafiło . Ja zaczne .
Mama mówi Piotrek schowaj odkurzacz , no to poszedlem zaniosłem go do komórki a mama za 5 minut woła , ja patrze a kabel od odkurzacza ciagnie sie pod drzwiami az do kontaku przez cały przed pokoj .
Była sliska trawa , poszedłem z kuzynką na dwór . Jedna chuśtawka była wolna , zzaczołem biec , a ze trawa byla sliska posliznolem sie i jak gwazda Rocka na 2 kolanach w jechalem w kupe od psa od razy ruszylismy po schodach (zeby nikt nie widzial) podchodze do drzi i mowie ze wjechalem w gowno a na moich jasnych gaciach , kolano bylo brazowe.
Znwou z kuzynką poszlismy na plac zabaw , tym raz razem na zjezdzalnie , bylo upalnie nie zauwazylem kupy od ptaka na slupku do trzymania i wsadzilem w reke i znowu tak jak wczescniej zamiast do windy szłem po schodach i to samo : "dziadek wsadzilem reke w kupe od ptaka".
Z czasem bede dopisywal nowe smieszne rzeczy .
Offline
Hehe ja miałem tylko jeden taki przypadek
To było jak miałem 6 lat ^.^ byłem u dziadków, poszedłem pomagać wujowi "na roli" ide se ide ... a tu nagle poślizgnąłem się i prooooostooooo w krowi placek Tak wyszło że kolana i ręce były całe w gównie XD
Offline
To ja kiedyś byłem w Zakopanem, i mieliśmy przed domkiem takie mini-boisko do piłki nożnej(Chodziłem może do 4-5 podstawówki). Poślizgnąłem się i też wpadłem w kupkę, tylko, że to była psia, ten tego
Jeszcze jedna fajniejsza historia:
Kiedyś byłem w Gdańsku, u rodzinki. Kiedy wracaliśmy z nad morza, szliśmy ogródkami działkowymi. Przed pewną działką się zatrzymaliśmy na rozmowę z pewną panią, a ja się bardzo nudziłem, wsadziłem palec w dziurkę do kłódki. Przez około 10 minut, nie mogłem go wyjąć, a rodzinka się śmiała, że się zaręczyłem... ^.^
Offline
Ja mialem tak:
Gralem u dziadka na podworku z bratem w noge i jak sie machnolem zeby kopnac pilke to polecialem na lewo i wpadlem uchem w kupe kury To nie bylo mile bo kupa byla rzadka.
Offline
Posłuchajcie tego, zatytułuje to: "Na krawędzi"
W zeszłe wakacje byłem z rodzinką w Zakopanym, a konkretnie wjechaliśmy sobie pewnego dnia na Gubałówkę. Kiedy tam szliśmy na górze, zauważyłem coś na bazie, zjazdu na linach(z punktu A do B, B do C, każdy gdzieś w odległości 30 metrów od siebie) no i postanowiłem zjechać sobie po tym. Kiedy już mnie ubrali we wszystkie zabezpieczenia, pasy itd. zjechałem. Mój pech zaczyna się w połowie drogi A do B ponieważ chciałem wykonać ewolucję w powietrzu, czyli zjazd głową w dół. Niewyszło mi trochę i w pewnym momencie obrotu, kołowrotek, który zjeżdżał po linie wciągnął mi nogawkę od spodni. Niby nic wielkiego, ale jak się wisi 20 metrów nad ziemią to już tak śmiesznie nie jest, a do punktu B 15 metrów zostało... W końcu jednak sobie jakoś poradziłem i żyje. Skończyłem zjazd i chyba długo tam nie wrócę Fajnie spodnie później wyglądały... ^^
Offline